Czy tylko mi się wydaje, że wprowadzanie 500-złotowego banknotu w momencie, gdy walczy się z szarą strefą i dąży do zmniejszenia udziału gotówki w obrocie gospodarczym to dychotomia?
W czerwcu Narodowy Bank Polski ogłosił, że na początku przyszłego roku wprowadzi do obrotu nowy banknot o nominale 500 zł. Szczerze mówiąc nie bardzo wiem, po co i jak taki pieniądz będzie się sprawdzał w praktyce. Doświadczenia naszych zachodnich sąsiadów z dużymi nominałami nie napawają mnie jednak optymizmem.
Jeśli czytaliście mój poprzedni felieton o karcie walutowej mBanku i związanych z nią przygodach, może pamiętacie, że właśnie podróżuję po Niemczech. W Dusseldorfie kilkukrotnie próbowałem zapłacić banknotem o nominale 500 euro w sklepach i restauracjach (nie pytajcie mnie, dlaczego właśnie takim, to temat na oddzielną opowieść), ale nic z tego nie wyszło, bo w kilku miejscach odmówiono mi jego przyjęcia. Ludzie patrzyli na mnie przynajmniej jak na dilera narkotyków. Być może dlatego, że w Niemczech dużo się mówi o tym, iż Europejski Bank Centralny w 2018 r. zaprzestanie emisji banknotów o nominale 500 euro, bo ponoć są chętnie używane przez przestępców i terrorystów.
W każdym razie po kilku nieudanych próbach pozbycia się uciążliwego papierka wszedłem do jednego z banków. Pomyślałem sobie, że to jedyny sposób, aby rozmienić wreszcie pieniądze. Okazało się jednak, że oddział Stadsparkasse, na który natrafiłem, banknotu nie rozmieni, bo po prostu nie ma takiej gotówki w kasie. Ba! W ogóle nie ma kasy.
Musiałem mieć nietęgą minę, bo pracownik banku spojrzał na mnie, chwilę się zastanowił i powiedział, że być może uda się załatwić sprawę, z którą przyszedłem. Wyjął z szuflady kartę przypominającą nasze karty płatnicze, ale te starsze bez czipów z samym paskiem magnetycznym. Poklikał coś w komputerze. Potem kazał mi podejść do wpłatomatu, włożyć tam plastik, wsunąć do maszyny 500 euro, a następnie od razu wypłacić całą kwotę. Bankomat oczywiście wydał pięć banknotów po 100 euro, zatrzymując też kartę.
Ciekawiło mnie, dlaczego bank nie ma w kasie gotówki. Odpowiedziano mi, że decydują o tym względy bezpieczeństwa. Na dowód tego pomagający mi pracownik otworzył szufladę i pokazał, że w kasetce ma tylko tackę z miejscami na monety. Niemcy to bardzo dziwny kraj. Z jednej strony w większości sklepów łatwiej zapłacić gotówką niż kartą, bo ta nie wszędzie jest akceptowana. Z drugiej strony w wielu bankach nie ma kas, a gotówkę można wypłacić wyłącznie z bankomatów...
Ale wracając do tematu banknotów o nominale 500. Jeżeli zgodzicie się ze mną, że Niemcy to dziwny kraj, to tym bardziej musicie się zgodzić, że Polska jest jeszcze dziwniejsza. Gdy Unia Europejska i Europejski Bank Centralny nauczone doświadczeniem wycofują z obrotu banknoty o wysokich nominałach, polskie władze podążają własną drogą i właśnie się w nie pakują. Zrozumiałbym, gdyby jeszcze były w tym konsekwentne i promowały gotówkę jaką najwygodniejszy czy najtańszy instrument płatniczy. Ale nie. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy jeden departament NBP promuje nowe banknoty, inny patronuje przedsięwzięciu o nazwie „Dzień bez gotówki” oraz walczy o obniżenie limitu na transakcje gotówkowe w firmach. Czy rozumiecie, o co w tym wszystkim chodzi?