Partnerzy strategiczni
Partnerzy wspierający
Partnerzy wspierający
Partnerzy wspierający
Partnerzy merytoryczni
Czasem zwykła debetówka może opłacać się za granicą bardziej niż karta wielowalutowa

Płacąc za granicą zwykłą kartą debetową, klienci ponoszą koszt spreadu i prowizję za przewalutowanie. Tych kosztów nie ma przy transakcjach kartą walutową lub wielowalutową. Ale wszystko zmienić mogą wahania kursów walutowych

Banki i finansowe fintechy od lat oferują specjalne rozwiązania płatnicze, które przydają się podczas pobytu za granicą. Chodzi o karty walutowe, a zwłaszcza ich nową generację – karty wielowalutowe. Jaka jest między nimi różnica? W przypadku kart walutowych trzeba założyć konto w danej walucie, a bank wydaje do niego kartę, np. w euro. Jeśli więc ktoś chce mieć karty walutowe w euro i dolarach, musi mieć dwa plastiki.

Karta wielowalutowa to w istocie złotowa karta debetowa, którą na co dzień płacimy w Polsce, ale można ją powiązać z kilkoma (a w niektórych instytucjach nawet kilkunastoma) subkontami walutowymi. Jeśli dane subkonto zostanie zasilone walutą, za granicą nie trzeba przejmować się dodatkowymi kosztami transakcji, bo płaci się w walucie danego kraju. Nie ma ani spreadu, ani prowizji za przewalutowanie, jak w przypadku zwykłej debetówki.

Więcej o rodzajach kart przydatnych za granicą przeczytacie w poradniku: Debetowa, wielowalutowa, bezspreadowa, kredytowa – jaką kartę zabrać na zagraniczne wakacje?

Przeczytajcie także: Czasowa blokada karty – usługa, która przyda się nie tylko na wakacjach

Ale czy płacenie zwykłą kartą debetową faktycznie jest dużo droższe niż kartą walutową? To fakt czy mit? Czy urlop z taką kartą może zrujnować wakacyjny budżet? O jakich dodatkowych kosztach mówimy?

Najpierw wyjaśnię, w jaki sposób za granicą rozliczana jest transakcja zwykłą kartą debetową. Posłużę się przykładem zasad obowiązujących w dużym polskim banku, choć podobnie jest też u konkurencji.

Załóżmy, że płacicie kartami debetowymi tego banku w strefie euro. W przypadku kart z logo Mastercarda, transakcja zostanie przeliczona po kursie euro banku. Aktualnie wynosi on 4,48 zł. Bank nie dolicza prowizji za przewalutowanie, a więc wydatek 100 euro tą kartą finalnie obciążyłby rachunek kwotą 448 zł. Jeśli chodzi o karty z logo Visa, transakcja zostanie przeliczona po kursie organizacji Visa. Na ten moment wynosi on 4,39 zł, ale bank doliczy jeszcze 4 proc. prowizji za przewalutowanie (naliczanej od przewalutowanej kwoty), czyli 17,56 zł. Razem to ok. 457 zł.

Jak wspomniałem, inne banki stosują podobne zasady: płatności kartami Mastercard przeliczane są z reguły po bankowym kursie, ale bez prowizji, zaś karty Visa – po kursie tej organizacji, ale z bankową prowizją (mój przykładowy bank pobiera 4 proc., sporo, choć są banki, które mają jeszcze wyższe stawki, sięgające nawet 6 proc.).

Przeczytajcie także: Kradzież pieniędzy z konta? Spokojnie, to tylko preautoryzacja

Teraz przyjrzyjmy się karcie wielowalutowej. Jej subkonta można zasilać na różne sposoby, ale najwygodniej jest skorzystać z e-kantoru oferowanego przez bank z preferencyjnymi kursami. W ten sposób obecnie euro można kupić po ok. 4,3 zł. Płacąc np. w restauracji 100 euro, za taką transakcję zapłacicie 430 zł, a więc o ok. 20 zł mniej niż zwykłą kartą debetową. Oszczędność rzędu 20 zł na każdych wydanych 100 euro to właśnie premia za korzystanie z karty walutowej lub wielowalutowej.

Jeśli podczas całego pobytu planujecie wydać np. 1000 euro (i przy założeniu, że w międzyczasie kurs pozostanie stabilny), wówczas dodatkowy koszt związany z tym, że nie macie "turystycznej" karty, wyniesie ok. 200 zł. Czy to dużo, czy mało, jest oczywiście kwestią względną.

Przeczytajcie także: Spędzacie wakacje na bankomatowej pustyni? Pamiętajcie o cashbacku

Nie zawsze jednak użycie karty wielowalutowej za granicą będzie bardziej opłacalne niż płatność zwykłą kartą debetową. W powyższym przykładzie przyjąłem, że użytkownik karty wielowalutowej dziś kupuje euro, a więc po kursie ok. 4,3 zł. A przecież może też wydawać euro kupione jakiś czas temu.

Od września 2023 r. złoty jest w trendzie aprecjacji, czyli zyskuje na wartości. Jesienią za euro trzeba było zapłacić ok. 4,6 zł, a więc o ok. 30 gr więcej niż obecnie. Jeśli więc wówczas ktoś – na jesiennej górce – kupił euro i tymi pieniędzmi płaci obecnie w strefie euro, to transakcja o wartości 100 euro kosztuje go de facto 460 zł – więcej niż osobę płacącą zwykłą kartą debetową – mimo że ta karta obciążona jest bankowym spreadem i prowizją.

W tym miejscu warto jeszcze wspomnieć o innym rodzaju plastiku, tzw. kartach bezspreadowych, które też mogą zapewnić spokój na zagranicznych wakacjach. Takie karty nie są specjalnie oznaczone. Mogą nimi być karty debetowe lub kredytowe. O tym, czy karta jest lub nie jest bezspreadowa, decyduje sposób, w jaki rozliczane są transakcje. Płatność musi być przeliczana po kursie z rynku międzybankowego (lub zbliżonym), a taką opcję zapewniają m.in. organizacje płatnicze. Drugi warunek jest taki, że – oprócz niewielkiego lub wręcz symbolicznego spreadu – nie może być doliczana prowizja za przewalutowanie.

Fot. Maciej Bednarek

KATEGORIA
KARTY
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies