Najwyższa Izba Kontroli ocenia wstępnie, że zasady funkcjonowania listy wymagają zmian, gdyż mogą być krzywdzące dla przedsiębiorców działających w branży finansowej
Dzisiejszy Dziennik Gazeta Prawna pisze na temat kontroli prowadzonych przez NIK w Urzędzie Komisji Nadzoru Finansowego. Takie kontrole obecnie trwają dwie, a ich wyniki spodziewane są do końca bieżącego roku. Jednym z elementów, które podlegają zainteresowaniu ekspertów z NIK, są zasady funkcjonowania listy ostrzeżeń publicznych.
Przypomnę, że na listę tę trafiają instytucje i firmy, co do których KNF ma podejrzenia, że działając w branży finansowej, omijają bądź łamią obowiązujące w Polsce przepisy. W przeszłości znalazły się na niej m.in. takie podmioty jak Ambergold czy Finroyal i było to na długo przed tym, jak pierwsi klienci zaczęli skarżyć się na utratę oszczędności w wyniku skorzystania z usług tych podmiotów.
Niestety, jak wskazują kontrolerzy NIK, lista ostrzeżeń publicznych ma też wady. Chodzi między innymi o to, że decyzja o wpisaniu na listę ma charakter arbitralny i nie można się od niej odwołać. Wpis dokonywany jest w momencie, gdy KNF ma "tylko" podejrzenie popełnienia przestępstwa przez podmiot, który na tę listę trafia. Postępowanie w tej sprawie może trwać latami, ale konsekwencje wpisania na listę dopadają przedsiębiorcę od razu, skutkują m.in. wypowiedzeniem umów na prowadzenie rachunków przez banki, w wyniku czego żadna działalność praktycznie nie jest możliwa.
W artykule DGP wypowiadają się prawnicy, którzy uważają, że przepisy dotyczące listy ostrzeżeń publicznych powinny ulec zmianie. Gazeta przedstawia także stanowisko nadzoru, który uważa, że dyskusja o liście animowana jest przez kancelarie prawne obsługujące podmioty znajdujące się na liście. Mają więc biznesowy interes w tym, aby w listę ostrzeżeń publicznych uderzać.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna