Liczba wypłat gotówki spada już czwarty kwartał z rzędu
Statystyki Narodowego Banku Polskiego nie są korzystne dla właścicieli sieci bankomatów. Wynika z nich, że urządzenia te choć wciąż są Wam potrzebne, to coraz mniej. W okresie od kwietnia do czerwca 2015 roku wypłaciliście z nich gotówkę 188,1 mln razy. O ponad 7 proc. mniej niż w tym samym okresie 2014 roku.
To był już czwarty kwartał z rzędu, kiedy liczba wypłat z bankomatów spadła. W I kw. spadek wyniósł również 7 proc. W III i IV kwartale roku było ich odpowiednio 5 i 6 proc. mniej. Widać więc, że dynamika zjawiska ma charakter rosnący.
To chyba nie przypadek, że początek spadkowego trendu w transakcyjności bankomatów zbiegł się w czasie z rozpoczęciem akceptacji kart przez Biedronkę. Ta największa sieć supermarketów w Polsce licząca ponad 2,5 tys. sklepów w całym kraju, już w czerwcu ubiegłego roku zainstalowała terminale w pierwszych swoich placówkach. W wakacje sieć akceptacji objęła wszystkie jej sklepy, a jej klienci gromadnie zaczęli korzystać z płatności kartą. Szacowano, że już jesienią ponad 30 proc. transakcji w Biedronkach było realizowanych kartami.
Nie mogło to pozostać bez wpływu na liczbę wypłat gotówki. Do bankomatów, stojących przed każdą Biedronką, jeszcze w maju ubiegłego roku ustawiały się kolejki jak na zdjęciu. Dziś to zjawisko niespotykane.
Nie tylko zresztą Biedronka jest firmą, która w ostatnim czasie rozpoczęła przyjmowanie płatności kartą. Ze statystyk banku centralnego wynika, że w czerwcu ubiegłego roku było ich 146 tys. Na koniec II kw. bieżącego roku było ich już 182 tys. Więcej miejsc gdzie można płacić bezgotówkowo zachęca do takich transakcji i zniechęca do wyjmowania gotówki z bankomatów.
Na niekorzyść właścicieli tych urządzeń na pewno działa też rozwój usługi zwanej cash backiem. Dzięki niej gotówkę można wypłacić ze sklepowej kasy przy okazji dokonywania płatności za zakupy. Organizacje płatnicze, zwłaszcza MasterCard, mocno promują cash back. Efektem tego jest dynamiczny wzrost liczby sklepów oferujących go, a co za tym idzie i rosnąca liczba transakcji.
W II kw. bieżącego roku było ich niemal 2 mln. To mało, ale przed rokiem było ich jedynie milion z kawałkiem. Taki wzrost transakcji musiał więc mieć wpływ na ruch przed bankomatami.
Czy to oznacza, że bankomaty przestaną być wkrótce potrzebne i znikną niczym dinozaury? Nieprędko tak się stanie, bo moim zdaniem społeczeństwo bezgotówkowe to utopia, przynajmniej w polskich warunkach. Dostęp do gotówki będzie zawsze ważny, a niewielu zdecyduje się na korzystanie z bankowego konta i karty, jeżeli nie zapewni się mu łatwego dostępu do pieniędzy. Cash back tego nie jest w stanie zapewnić choćby z tego powodu, że sklepów całodobowych oferujących go jest zbyt mało. Bankomaty są więc niezbędne.
W tych okolicznościach powstaje więc zasadnicze pytanie, w jaki sposób i ile właściciele bankomatów będą na tym biznesie zarabiać. Na razie kryzysu nie widać – liczba urządzeń funkcjonujących na polskim rynku dynamicznie rośnie. Ale stają się one coraz droższe. Innowacje, takie jak czytniki biometryczne czy zbliżeniowe, kosztują. W sytuacji, gdy przychody spadają, bo zależą bezpośrednio od liczby wypłat, biznes bankomatowy czekają zmiany.
Wydaje mi się, że organizacje płatnicze nie będą miały wyjścia i podniosą prowizje, jakie banki wydawcy kart płacą właścicielom urządzeń za każdą zrealizowaną wypłatę przez klientów. Dziś to ok. 1,3 zł. Nie zdziwię się, jeżeli wkrótce ta prowizja urośnie do 2-3 zł. Choć ich bezpośrednim płatnikiem jest bank to - nie oszukujmy się - konsekwencje tego poniosą wszyscy klienci, którym instytucje podniosą ceny.
Być może więc należałoby wrócić do koncepcji surcharge, czyli dodatkowej prowizji, jaką od użytkownika karty mógłby pobierać właściciel bankomatu. Wtedy płaciliby ją tylko ci konsumenci, którzy potrzebują bankomatu na każdym rogu ulicy. Reszta, płacąca bezgotówkowo, nie musiałaby ponosić kosztów utrzymania bankomatów.